sobota, 25 kwietnia 2015

5. -2 Prawdziwy świat jest tam, gdzie są potwory. Dopiero tam przekonujesz się, ile jesteś wart.

Od Autorki: Moi Drodzy, po dłuższym przemyśleniu postanowiłam podzielić ten wątek na trzy części, a nie na dwie jak z początku chciałam. Uznałam, że nie dam rady wszystko pomieścić tylko w dwóch, ale nie musicie się obawiać, postaram się dodać trzecią część dosyć szybko, chociaż NICZEGO nie obiecuję. Następną część planuję dodać w środku Maja. Wiem, że rozdział jest krótki, a nawet bardzo, ledwie osiem stron w Wordzie, ale z racji tego, że podzieliłam wątek na trzy części musiałam go skrócić, mam nadzieję, że mi to wybaczycie. Na pocieszenie powiem, że następna część ma mieć aż 12-15 stron!

***
Byłam przerażona. Owszem, zapewniali, że to nie moja wina, ale to nie złagodziło mojej rozpaczy.
Rozpaczy, którą musiałam zdusić, aż stała się częścią mnie.
Bólu, który do mnie przylgnął.
---------------------------------------------------------------------------------------
Zastanawiałeś się, co zrobisz, jeśli po twoim dotychczasowym życiu zostaną tylko wspomnienia?
Ile razy wyobrażałeś sobie jak bardzo twoje życie uległoby zmianie, jeśli bliska ci osoba umarła?

Wyrzuty sumienia nie dają mi spokoju, nie ma sekundy, w której bym się nie zastanawiała czy mogłam ją jakoś uratować, nie ma godziny, w której nie czułabym się winna. Nie ma nocy, w której bym nie widziała jej martwej twarzy z pustymi oczami. Nie ma poranka, w którym bym nie błagała, żeby to wszystko okazało się tylko złym snem, koszmarem, z którego się obudzę i usłyszę jej aksamitny, ciepły głos wołający mnie na śniadanie. Ale życie ma dla mnie inne plany, koniec się zbliża a ja jestem jedyną istotą, która może go powstrzymać. Całe moje życie było jednym wielkim kłamstwem, a teraz, kiedy znam prawdę, wolałabym jej nie znać. Największe pragnienie? Uciec, zacząć nowe życie i udawać ze wszystko to było tylko koszmarem. Jednak nie mogę tego zrobić i nie ważne jak bardzo chciałabym udawać, że to się nigdy nie wydarzyło a ja wciąż jestem zwyczajną nastolatką, to wiem, że nie mogę, losy świata zależą od kogoś, kto nie miał prawa istnieć, mnie. Przeznaczenia nie da się oszukać.
Gdy byłam mała lubiłam udawać, że jestem bohaterką, która ratuję świat, walkę z potworami zawsze wygrywałam aż do teraz. Nadeszła chwila, w której potwory dopadły mnie. Prawda, jedno słowo, które może zmienić tak wiele, dla jednych jest ona wybawieniem dla drugich więzieniem. Minął dzień od jej śmierci, kolejna bliska mi osoba umarła, umarła za mnie. To mnie chcieli, to ja powinnam zginąć, a jednak stało się inaczej. Najpierw była rozpacz, niczym błyskawica uderzyła we mnie w sekundzie, potem nadeszły łzy, które spływały mi po policzkach z każdym oddechem przybywało o jedną więcej, później przyszła pora na złość i poczucie winy, które okryły moje serce niczym mgła, na końcu nadeszła obojętność a jej towarzyszką była zemsta, które zostały, że mną aż do dzisiaj.

Podskoczyłam na dźwięk uderzenia w okno, jednocześnie łapiąc się klamki, która uratowała mnie od bolesnego upadku z parapetu. Źródłem hałasu okazał się deszcz z gratem, oparłam rozpalone czoło na szybie od okna, delektując się jej chłodem. Patrzyłam w zachmurzone niebo, mimowolnie przypominając sobie jedną z burzowych nocy, kiedy z uwielbieniem wyczekiwałam pierwszego uderzenia pioruna. Nie mogłam powstrzymać pisku zachwytu, kiedy spojrzałam w górę, a w odległym punkcie można było dostrzec strumień światła wylewający się z nieba. Pamiętam, kiedy dzień wcześniej Kate opowiedziała mi o aniołach, które z wątpiły, w szczególności jeden, dla którego pękło niebo.

*Retrospekcja*

Blondwłosa dziewczynka stała przed oknem, opierając główkę na swoich małych rączkach, z zachwytem wymalowanym na twarzy patrzyła się w niebo. Po chwili zobaczyła strumień światła wylewający się z nieba, zmarszczyła czoło a na jej delikatnej twarzy pojawił się wyraz zadumy, oznaczający ze blondwłosa istotka nad czymś intensywnie myślała.
-W którym momencie pęka niebo? - spytała po chwili dziewczynka z burzowymi oczami, patrzącymi z wyczekiwaniem na brunetkę obok.
-W tym, w którym przestajesz czuć siebie w sobie. - rzekła kobieta uśmiechając się ciepło do dziewczynki.

*Koniec Retrospekcji*

Jedna samotna łza spłynęła mi po policzku, szybkim ruchem ręki ja wytarłam.
Nie będę się nad sobą dłużej użalać, Kate by tego nie chciała. Chciałaby, żebym się
nie poddawała, tylko podjęła rękawice i walkę o nie tyle co życie, a przetrwanie, nie tylko moje, ale świata.
Z głośnym westchnieniem ponownie oparłam się o okno, wracając wspomnieniami do tej pamiętnej nocy, kiedy moje życie okazało się kłamstwem.

*Retrospekcja*
Ładna szatynka od ponad godziny siedziała w czarnym sportowym aucie, obok niej siedział bardzo przystojny chłopak o pięknych niebieskich oczach. Dziewczyna już od jakiegoś czasu wpatrywała się w okno, podziwiając piękne budynki w jednej z najdroższych dzielnic Londynu, starannie unikając patrzenia na siedzącego obok niej chłopaka, choć nie mogła się powstrzymać od rzucania mu ukradkowych spojrzeń, od czasu do czasu. Ciemnowłosy z kolei ją zupełnie ignorował, dokładnie obserwując drogę przed nim, po wyrazie jego twarzy było widać, że nad czymś intensywnie rozmyślał. Mimo głośno grającej muzyki w samochodzie dało się wyczuć napiętą atmosferę między dwojgiem młodych ludzi. Z ust dziewczyny wydobyło się długie westchnienie, kiedy wróciła myślami do bardzo głupiego powodu przedłużającej się ciszy.

-Dlaczego taki jesteś? - spytałam nie mogąc dłużej wytrzymać ciszy, która zapanowała, od kiedy wyjechali spod tajemniczej firmy.
Ciemnowłosy dłuższą chwilę nic nie mówił, a ja powoli traciłam nadzieję na to, że w ogóle mi odpowie, kiedy niespodziewanie się odezwał — Nie podoba mi się perspektywa niańczenia jakieś smarkuli — odpowiedział melodyjnym głosem z grymasem na twarzy. Nadymałam policzki usiłując zapanować nad złością, którą wywołały jego słowa.

- Mam siedemnaście lat!, nie jestem smarkulą — szybko zaprotestowałam.
- Owszem jesteś, wiek nie ma tu znaczenia. -
- Wiesz co? Idź do diabła! - warknęłam zdenerwowana jego nie tyle co stwierdzeniem, co aroganckim uśmiechem.

Właśnie przez tę krótką wymianę zdań siedzą teraz w zupełnej ciszy, nie licząc muzyki, której i tak zdawali się nie słyszeć. Z ust szatynki znowu wydobyło się westchnienie, kiedy położyła czoło z powrotem na oknie, choć nigdy by się do tego nie przyznała to cała ta sytuacja bardzo ją krępowała, nigdy nie byłą nieśmiała, ale duszą towarzystwa też raczej nie była, to miano należało do Jessici, brunetki, która prawdopodobnie o niej zapomniała. Tak niebieskooki zdecydowanie ją onieśmielał, choć nigdy by tego nie przyznała nawet przed samą sobą.
Nie wiedziała, dlaczego tak się zdenerwowała przez jego słowa, nigdy na coś takiego nie reagowała a jak już to robiła to zazwyczaj reakcją była sama ignorancja, a może z równowagi wyprowadził ją ten jego arogancki uśmiech? Tak to zdecydowanie ten arogant jest winny tej sytuacji, choć dziewczyna go wyraźnie nie znosiła to i tak jeszcze bardziej nie lubiła przedłużającej się ciszy.
Przypatrywała się pięknym budynkom, kiedy je mijali, zastanawiając się, jakie życie wiedli ludzie je zamieszkają ci, o dzieciach które się w nich urodziły, dorastały i na końcu wyprowadzały, o ich rodzicach, którzy nie wątpliwe nie chcieli się z nimi rozstawać, ale wiedzieli, że przyszła na to pora. Ona nigdy nie zobaczy łez w oczach jej rodziców, nie zostanie prawie uduszona, przez której matkę uścisk był zdecydowanie za mocny, nie ujrzy dumnego uśmiechu jej ojca, kiedy będzie ją odwoził pod uniwersytet, żadne z tych rzeczy nie przytrafią się jej dlaczego?
Bo ich już nie ma, odeszli zostawiając swoja jedyną córkę pod opieką ich nie tylko siostry, ale też przyjaciółki, wiedząc, że tylko ona będzie mogła się nią odpowiednio zając.

-Ale Kate mi zupełności wystarcza - pomyślała czując jak na samą myśl o wysokiej brunetce robi się jej ciepło w okolicach serca. Nagle usłyszała bębnienie, rozejrzała się po samochodzie, ale nie zobaczyła niczego co by mogło je wywołać, odwróciła się do okna i zrozumiała, że bębnienie, które słyszała było kroplami deszczu, które dudniły w okno. Dziewczyna skierowała spojrzenie swych burzowych oczu na niebo, nie zdziwiło jej, że jak dotąd błękitne i czyste niebo, nagle pochłonęły burzowe chmury, są przecież w Londynie a w tym mieście pogoda jest inna dosłownie co minutę.
Miała już serdecznie dość tej podróży, ba ona miała dość całego tego pokręconego dnia! Była smutna, rozkojarzona, zdezorientowana i w dodatku wściekła, jedyne czego teraz chciała to znaleźć się w swoim dużym, wygodnym łóżku, schować się pod kołdrę i z niego nie wstawać, najlepiej przez cały tydzień.
Miała dość tego wszystkiego, a siedzący obok chłopak wcale jej niczego nie ułatwiał, irytowała ją sama jego obecność. Zdenerwowana zacisnęła dłonie w pięści, wyjrzała za okno, ale było tak zaparowane, że nie mogła nic zobaczyć, domyślała się, że pogoda musi być naprawdę kiepska i ten fakt tylko pogorszył jej i tak beznadziejny nastrój. Burza w takim dniu to zły omen i może oznaczać tylko jedno, a mianowicie kłopoty.

Szatynka już dawno straciła orientacje gdzie są, a wszelkie próby zobaczenie czegoś za oknem kończyły się fiskiem, nie mogła zobaczyć swojego odbicia a co dopiero drogi.
Poirytowana spojrzała na chłopaka, bębnił palcami w kierownice z obojętną miną. Melanie nie potrafiła zrozumieć, jakim cudem on coś w ogóle widzi, oczywiście zakładając, że tak jest. Śmierć w wypadku samochodowym jakoś nie zbyt przypadła jej do gustu, jej zdaniem powinni się gdzieś zatrzymać i przeczekać burzę, nawet jeśli miało to oznaczać więcej czasu spędzonego z NIM. Ale jej zdanie i tak go nie interesuje a ona nie zamierzała dać mu
satysfakcji, że się boi, zwłaszcza, kiedy w takiej pogodzie jechał powyżej 120 km na godzinę.

Czując na sobie wzrok dziewczyny, ciemnowłosy spojrzał na nią. Dziewczyna widząc tą zdecydowanie odwróciła się w stronę okna, jednak chłopak i tak zobaczył strach w jej oczach, który tak zawzięcie starała się ukryć pod zirytowaną miną. Uśmiechnął się rozbawiony, na ten widok, to nie tak, że czerpał z jej strachu jakąś chorą przyjemność, bardziej rozbawiła go jej determinacja, żeby go ukryć. Przez krótką chwilę przyglądał się szatynce, musiał przyznać, że była ładna, ale to jej oczy go przyciągały, ni to niebieskie, ni to zielone, przypominały mu wzburzony ocean w stormie. Zauważył, że kiedy się denerwowała, stawały się intensywnie niebieskie i pojawiały się w nich groźne iskierki. Niechętnie przeniósł swe spojrzenie z powrotem na drogę, kątem oka widząc, że światło zmieniło się z czerwonego na zielone. Uważnie obserwował drogę, jednak jego myśli wciąż zajmowała niska szatynka, nie wiedział czemu to drobna osóbka go tak irytowała, może irytował go sam fakt, że musiał ją niańczyć? Nie, jemu to nawet odpowiadało, przynajmniej mógł się na trochę wyrwać z instytucji.
Szatynka choć irytująca, sama sobie była nie mało interesująca, nie była człowiekiem tego jednego był pewien. Przed oczami mignęło mu wspomnienie wyrazu twarzy demona, kiedy posmakował krwi Melanie, strach, który nim zawładnął, kiedy Michael odrzucił go od dziewczyny, zastąpiło pożądanie, a jego wargi wykrzywiły się w uśmiechu pełnym satysfakcji, zanim się ulotnił. Michaelowi ani trochę nie spodobał się ten uśmiech i gdyby nie ranna szatynka z pewnością by za nim podążył. Aczkolwiek ciemnowłosy szybko zrozumiał, dlaczego demon tak zareagował, kiedy dotknął dziewczyny, żeby sprawdzić jej puls i poczuł jej dziwną, chociaż nie małą moc.
Michael nie zamierzał zostawić tak tej sprawy, chciał się dowiedzieć czym jest dziewczyna i dlaczego Francis się wściekł, kiedy anioły mające za zadanie odszukać demona, powiadomiły go o porażce. Ciemnowłosy wiedział, że jego tymczasowy przełożony wysłał go z szatynką po to, żeby odwlec odpowiedź na pytania chłopaka, ale Michael nie zamierzał tak łatwo się poddać, zawsze dostaję to, co chcę, a teraz chcę wiedzieć kim jest dziewczyna o burzowych oczach.
Z takim postanowieniem ponownie skupił się na drodze, po prawej stronie zauważył drogowskaz do dzielnicy Wimbledon, z ulgą, że nareszcie dojeżdżają skręcił w ulice.
- Zaraz będziemy na miejscu — powiadomił szatynkę.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała, ale na jej twarzy była widoczna ulga, po chwili i jej usta ułożyły się w uśmiechu na myśl, że już niedługo będzie w domu.
Michael dostosował się do zakazu i zwolnił do 40 km, spokojnie mijając zadbane domy i apartamenty, powoli zbliżając się do końca ich podróży. Ostatni raz skręcił w lewo, kierując się w stronę białego domu, z ulgą witając myśl, że to już koniec, tylko odstawi dziewczynę i będzie mógł wrócić do instytucji i dostać odpowiedzi na swoje pytania.
Wtedy jeszcze nie wiedział jak bardzo się mylił myśląc, że ten dzień zakończy się najzwyczajniej spokojnie.




1 komentarz:

  1. Kochana,

    Strasznie przepraszam, że dopiero dzisiaj, ale jakoś ostatnio miałam dużo do roboty. Jak zawsze cudownie. Mam nadzieję, że kolejną część opublikujesz szybciej.
    Czytając doszłam do wniosku, że Melanie i Michael są podobni do siebie. Oboje udają twardszych, niż są w rzeczywistości (a przynajmniej ja tak to odbieram). Zacznę od głównej bohaterki: dziewczyna jest przerażona zawrotną jazdą i sytuacją jednak nie piśnie ani słówka
    On: niby taki ogarnięty, twardy niczym głaz, a jednak jest pod wrażeniem Mel. Czy coś między nimi będzie? Czy raczej do samego końca nie będą za sobą przepadać? Jeśli już coś będzie, czy miłość, czy raczej przyjaźń?

    I teraz abstrahując od tej uroczej dwójki mam pytanie o, co dokładnie w tym wszystkim chodzi? Jakie zadanie ma przed sobą Melanie?

    Wybacz mi, że mam tyle pytań :)

    Pozdrawiam
    Twoja fanka - Em

    OdpowiedzUsuń